Po bardzo ciekawym tygodniu (planów miałam ci ja dostatek, a wiadomo, że gdy człowiek planuje, Pan Bóg uśmiecha się tylko dobrotliwie) wracam do żywych. Ponieważ pisanie o dolegliwościach własnych nie należy do dobrego tonu i rozprawiać o tym w towarzystwie nie uchodzi (moja kuzynka mawia wtedy: "phi, ale mi towarzystwo", czym skutecznie poprawia humor aktualnie zgromadzonych), powiem tylko, że ważę niechcący 3 kg mniej. Świat z perspektywy poziomej wygląda zdecydowanie gorzej, np. widać, jak koszmarnie brudne są wszystkie okna; gdy jestem w pionie, przeszkadza mi to umiarkowanie.
Tęsknię za wiosną, ale taką z prawdziwego zdarzenia, żeby było ciepło i słonecznie, żebym mogła wyjść do ogrodu i posprzątać pozimowy brud. Namiastkę mam w domu taką:
Bukiet pięknie pachnie, naprawdę.
Coraz częściej zauważam ze smutkiem, że po zimie miasto przypomina jeden wielki śmietnik, o psich kupach nie wspominając. W ogrodzie zbieram butelki po alkoholach różnych, niedopałki, papierki, opakowania po papierosach...długo można by wymieniać. Stoją co prawda kosze, ale o wiele prościej jest przecież wyrzucić za siatkę, a ile śmiechu przy tym... Niedaleko mojego domu znajduje się tzw. renomowane gimnazjum, dzielnica porządna, więc i dzieci powinny teoretycznie takie być. Niestety nie są. Po drodze do szkoły mały browarek, papierosek, po szkole takoż, a puszka ląduje za ogrodzeniem moim albo naszych sąsiadów.Nie mogę się doczekać temperatur odpowiednich do sprzątania.
Z nabytków ostatnich:
słodka zawieszka, która zawisła na świeczniku w sypialni; jest pierwszą rzeczą, na którą patrzę po przebudzeniu
śliczne serduszko od Snow
tu klik zawisło zaraz pod nią
Tak by mi się dzisiaj podekupażowało, ale rzeczywistość skrzeczy, tzn skrzeczy mój dom: "zajmij się mną, mną..." i ze świętego piątku nici:(
Następny post będzie prawdziwie wiosenny :)))
Pozdrawiam ciepło