Nie tym żywym, rzecz jasna, a tym pierwszym, zgodnie z zasadą "pierwsze koty za płoty". Moim kotem nie mogłabym zresztą rzucić, bo za co go złapać:)) Bezogonek wszak...
Ponieważ upały przyszły nie do wytrzymania, postanowiłam się dobić i zabrałam się za szlifowanie starej półki znalezionej w piwnicy.
Skoro wyszlifowałam, to należałoby coś z tym zrobić - wtarłam bejcę, odczekałam, wtarłam rozwodnioną farbę, odczekałam, bejca, farba...
Bejca, farba przeplatane szlifowaniem, świetna zabawa, zwłaszcza w tym upale...
Rezultat prawie końcowy:
Bardzo udana metamorfoza - piękna półeczka, czekam na zdjęcie z uchwytami i aranżem:))))
OdpowiedzUsuńPrzeraził mnie tytuł Twojego posta:)
Pozdrawiam.
Półeczka taka jakie lubię... Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
K.
Półka świetna! Podziwiam - tyle pracy w upał, ja bym się chyba nie podjęła. A Bezogonek przesłodki :) Pamiętam, że w dzieciństwie bardzo lubiłam książkę o Filonku :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Wołamy na niego KOT:)) Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńwyszło ślicznie:))))))))) ja niedługo będę malować swoją szafkę na buty:)
OdpowiedzUsuńściskam
Szafka fajna ale zakochałam się w Twoim kocie! idealnie pasowałby do mojego stadka :)
OdpowiedzUsuńPółka ładna, ale kot o wiele piękniejszy :) Dołączam do grona wielbicielek.
OdpowiedzUsuńdormeza_wordpress
nieeeeeeeeee:))nie rzucaj jest taki słodziutki...i tłusciutki:))).a półeczka rewelacyjna:)))))
OdpowiedzUsuń