Minął pierwszy miesiąc ( z ogonkiem) mojej nowej pracy, więc czas na małe resume.
Po pierwsze - mam zdecydowanie więcej ruchu :) Wcześniej wsadzałam tylny aspekt osobowości w samochód i wio, a teraz muszę dojść spory kawałek do tramwaju, więc mam okazję pomyśleć po drodze, popatrzeć na świat, popodziwiać takie obrazki jak ten (zdjecie robione telefonem wczoraj), wyciszyć się.
Po drugie - praca jest ciekawa, poznaję nowych ludzi, uczę się wielu nowych rzeczy, a to zawsze lubiłam. Normalnie jestem jak gwiazda rocka w trasie koncertowej, każdego dnia w innym mieście, wczoraj przy podpisywaniu dokumentów usiłowałam sobie przypomnieć, dokąd pojechałam rano :)
Po trzecie - kończę pracę o 16.00. Naprawdę kończę. Nie przynoszę sterty papierów do domu, nie siedzę po nocach, bo trzeba napisać, sprawdzić, przygotować na następny dzień. Mam wolne popołudnia i wieczory, wieć wyżywam się domowo - mam czas na sprzatanie, pranie, gotowanie i ogród. Jak człowiek głupi, to zawsze znajdzie sobie coś do roboty.
Po czwarte - pracuję z normalnymi ludźmi, nie boję się pytać, kiedy czegoś nie wiem, kiedy zrobię błąd, konsultuję bez obaw, by wiedzieć, jak powinno być. Nie dostaję smsów o 23.00 od szefa, że czegoś nie zrobiłam, kiedy zrobiłam, a tak było w poprzedniej pracy...
Po piąte - pracuję we własnym tempie, nikt mi nie stoi nad głową, z obowiązków się wywiązuję należycie i to wystarczy. Poprzednie szefostwo, wychodząc z założenia, że skoro robię dobrze, to można mi dowalić obowiązki tych, którzy robią jedynie dobre wrażenie (albo z gabinetu szefowej nie wychodzą), zwalało mi na głowę mnóstwo zajęć, no bo skoro robię dobrze i terminowo, to można mi dołożyć jeszcze.
Po szóste - mam własny pokój, słoneczny, ciepły, przytulny, na trzecim piętrze - luksus.
Po siódme - wstaję rano z przyjemnością ( chyba się to zmieni, gdy przyjdą deszcze :), a potem ciemność i mrozy).
Po ósme - zarabiam tyle samo :)
W tej beczce miodu jest i łyżka dziegciu - wracam do domu zmęczona, bo praca do lekkich nie należy. Ale mam na regenerację cały wieczór, weekendy. Nie pamietam już, kiedy mogłam wieczorem usadowić się wygodnie na łózku z laptopem i ogladać "Sex w wielkim mieście" bez wyrzutów sumienia, że coś muszę natychmiast.
Pozdrawiam ciepło,