2 kwietnia 2011

wiosna nadchodzi...

Posadziłam w doniczkach pierwsze bratki, na tarasie od strony kuchni niebieskie, przy wejściu do domu bordowe. Tulipany i posadzone w ubiegłym roku żonkile rosną na potęgę, schną za to cyprysy. Zniszczenia po zimie spore, hortensje, moja duma i radość, wyglądają marnie, przynajmniej na razie. Na blogach świątecznie i wiosennie, regularnie podglądam i zazdroszczę po cichu, bo ochoty, by coś zrobić samej, chwilowo nie posiadam:(.  Kwiecień to w naszej rodzinie czas urodzin; kolejno: męża, córki i syna (dwa barany i byczek). Generalnie u nas rogato, bo ja koziorożec. Imprezy w tym roku zapowiadają się mało hucznie, niemniej dobre jedzenie lubimy wszyscy, moją więc rolą jest zaplanować menu, a potem po prostu wykonać. Wyżyję się  za to przy dekoracji stołu:). Lubię planować zakres tzw. robót - przemeblowywanie, malowanie, zmiany dekoracji dokonane małym kosztem i przy użyciu wyłącznie sił własnych - to moja bajka. Nie mam specjalnego zaufania do tzw. fachowców, bo ceny, jakimi rzucają, przyprawiają o zawrót głowy, a efekt końcowy mizerny i daleko odbiegający od wyobrażeń. Uwielbiam kupować stare graty i przywracać im świetność albo wykorzystywać w sposób niebanalny. Pozdrawiam ciepło.