27 lipca 2012

O porannym obchodzie włości

Co rano z kotem obchodzimy ogród, planujemy, co będziemy robić, gdzie pielić, podpieramy roślinki, usuwamy szkody, tzn. robię to ja, a kot się wyleguje w pobliżu. Niemniej poranny spacer wszedł już do rytuału mojego i kota, który idzie za mną jak pies, prowokuje do zabawy, ociera się o nogi i generalnie pęta się bez sensu. Wczoraj porządnie podlało rośliny, burza była na sto dwa, więc mokro, popielimy później, jak wyschnie...a tymczasem na taras z kawą...miło...gdy nagle coś (ktoś) zaczęło naparzać orzechami laskowymi, trafiając to we mnie, to w kota, to w kubek z kawą.
Oto gość:


Zamiotłam puste łupiny...orzechów w tym roku chyba nie będzie...
Ogród poburzowy jest piękny, uwielbiam zapach mokrej ziemi


Floksy to kwiaty, których zapach pamiętam z dzieciństwa, rosły w ogródku babci...


Wypielone...:) przygotowane pod nowe nasadzenia
Nadzorujący Pan Kot:


A tak piękne niebo było wczoraj po burzy...chce się żyć ( i nieodłącznie :))- tyrać w domu i zagrodzie)


Pozdrawiam ciepło

23 lipca 2012

O głupocie własnej, która nie zna granic

Korzystając z pogody ( a w zasadzie z jej braku) postanowiłam zrobić porządek z książkami. Mamy ich tyle, że już nie wiem, gdzie która stoi, czasem miotam się w poszukiwaniu konkretnej (bo przecież pamiętam, że jest, a nie ma...), poezja przemieszana z książkami kulinarnymi, no, groch z kapustą po prostu, do tego zakurzony. Umyśliłam sobie, że pospisuję wszystko (mam specjalny program), poukładam działami, tematycznie, będzie porządek, że hej...w nocy, z zamkniętymi oczami, pójdę, sięgnę i będzie. 
I się zaczęło...
Od wywalenia na podłogę, no bo każdą książkę trzeba odkurzyć, spisać i położyć na nowe miejsce, do tego z sensem. Po czterech dniach katorżniczej harówki jest tak:


a całość powinna wyglądać tak:


Proporcje pomiędzy poukładanymi a czekającymi wyraźnie niekorzystne :((
Co jest ?
Książki  na stole w towarzystwie floksów...


Książki na podłodze w towarzystwie grzejnika...


Jest super, a nawet LUX. Gdybym miała ręce jak bogini Kali, być może ogarnęłabym to wszystko, a tak głupota własna uziemiła mnie absolutnie. A tu wykonać trzeba prozaiczne czynności domowe, M. narwał wczoraj porzeczek i agrestu i oczekuje przetworzenia, bo lubi...Ogród krzyczy: odchwaść?? mnie, bo nie mam czym oddychać, pogoda piękna, więc powinnam się rzucić na front ogrodowy, bo zapowiadają upały, a kiedy duchota i spiekota, trochę gorzej tyra się w ogrodzie...Dla wnuczki obiecałam zrobić skrzynki na zabawki...Dusza wyrywa się do ludzi, na kawę...na pogadanie....


Czy Wam też tak upływa urlop? w miłej i przyjemnej atmosferze?
A jeszcze chcę dzisiaj upiec ciasto, bo mam w planach wejść wieczorem do swoich sąsiadów z boku, mocno starszych państwa, którzy lubią do kawy coś słodkiego, a już rzadko wychodzą z domu...
Pozdrawiam ciepło

17 lipca 2012

Ciasto czekoladowe - podejście drugie

Zachwycona ciastem, o którym pisałam w poprzednim poście, zrobiłam jeszcze raz ( a w zasadzie zrobił mój syn, co potwierdza tezę, że jest naprawdę łatwe w przygotowaniu). Egzemplarz nr 2 jest niższy i bardziej zbity, bardziej też czekoladowy - użyliśmy Milki, wcześniej Alpengold; więc kilka uwag: jajka z cukrem trzeba naprawdę dobrze zmiksować, na puch, około 6 minut, śmietankę należy dodawać małymi porcjami i jeżeli nam zależy na puchatości ciasta, trochę poubijać mikserem po dodaniu całości; ciasto należy upiec poprzedniego dnia i włożyć na noc do lodówki - tekstura schłodzonego jest zupełnie inna, aksamitna...
Szczerze polecam:))) zaczekoladowana na amen:)))




Najlepsze z lodami waniliowymi albo ulubionym sosem owocowym, obsypane kakao

Pozdrawiam ciepło

16 lipca 2012

Aksamit i czekolada...

takie jest ciasto z bloga Dorotus tu klik. Zrobiłam i wszyscy oszaleli; mokre, aksamitne, czekoladowe, rozpływa się  w ustach, a przy tym bardzo proste w wykonaniu. Zdjęcia ukazują marne resztki, bo domownicy i goście wyrywali sobie talerzyki z takim impetem, że nie zdążyłam zrobić innych. Bardzo gorąco polecam, do kawy idealne.


Musiałam obiecać, że zrobię dzisiaj jeszcze jedno:))
Nie zdarzyło się, żeby ciasto z bloga Dorotus się nie udało. Wypieki z jej przepisu są po prostu smaczne, często rewelacyjne, a w komentarzach są dodatkowe wskazówki lub uściślenia. Ostatnio upiekłam ciasto z owocami z innego bloga i rozczarowanie, mdłe i niedobre, chociaż połączenie kruchego ciasta z borówką amerykańską, kremem z białej czekolady i kruszonką wydawało się idealne...a tu smakowa klapa:((


 Wymieniliśmy drzwi wejściowe - był już najwyższy czas, biorąc pod uwagę fakt, że zimą wwiewało nam śnieg do domu. Zdecydowaliśmy się na Cala i jestem bardzo zadowolona; ekipa sprawna i czyściutka, byłam w szoku, bo panowie umyli po sobie podłogę...
Pozdrawiam ciepło

9 lipca 2012

Upał, upał, burze, kot, badania

to w telegraficznym skrócie zapis ostatnich dni. Głęboko współczuję tym, którzy muszą teraz pracować na powietrzu i wychodzić na ten piekielny skwar. Moim ulubionym pomieszczeniem stała się piwnica, którą wysprzątałam na błysk, bo głupio tak siedzieć w katakumbach bezczynnie...Atrakcyjne z wizualnego punktu widzenia burze dały nam w kość, ale przynajmniej ogrodu nie trzeba było podlewać. Strat w ludziach nie było, ale w sprzęcie jak najbardziej - nauczeni doświadczeniem, wyłączamy wszystko, co może strzelić (router, gazowy piec, komputery), a i tak strzeliło - tym razem hydrofor. Dwa dni bez wody przy tych upałach były koszmarem, obchodziliśmy się z daleka, bo jakikolwiek kontakt groził przyklejeniem się na stałe :)
Podczas jednej z burz zwaliło się stare drzewo, na szczęście nie narobiło szkód w ogrodzie, nie upadło na dom - ufff, nie zdemolowało nawet świętych pomidorów mojego M. Podejrzenie o dewastację padło na kota, bo wlazł na powalony pień i cały dzień na nim przesiedział.




Ledwie uporaliśmy się z pniem, nadciągnęła kolejna burza...łubudubu





i zerwało nam część papy  z szopy - atrakcji co niemiara...
Badania...to temat na dłuższe opowiadanie. Podczas rutynowej wizyty pan doktor rzucił hasło: proszę koniecznie zbadać się w kierunku...tu padła nazwa schorzenia. Ponieważ dostanie się do specjalisty w przychodni publicznej jest już do końca roku niemożliwe ( a był początek czerwca), zaczęliśmy pielgrzymkę po lekarzach prywatnych plus badania typu USG,  holter, prześwietlenia, pobranie krwi itd. I tu nastąpiło zdziwienie kolejne - do dobrego kardiologa z tzw. nazwiskiem do gabinetu prywatnego zapisy na początek listopada, do ortopedy wizyta na 22.30, do okulisty z badaniem USG gałki ocznej wizyta 250 zł. Przegwałcony telefonicznie kardiolog zgodził się nas przyjąć po tygodniu o godzinie 20.00, wyszliśmy o 23.00. Polska służba zdrowia prywatną praktyką stoi, co stwierdzam lżejsza o 1000 zł. I to jeszcze nie koniec, bo każdy lekarz kieruje na dodatkowe badania:))
Pozdrawiam ciepło w nastroju filozoficznym:))