2 czerwca 2014

O tempora o mores

Zawsze kiedy tracę wiarę w ludzi (co zdarza się raz na jakiś czas), sięgam do "Miłości w czasach zarazy" - a ponieważ świat jaki jest, każdy widzi, znam tę książkę prawie na pamięć do tego stopnia, że wiem, co za chwilę jaka postać powie i mówię sobie cichutko razem z nią. Uwielbiam niespieszną narrację Marqueza i język tej powieści, liryczny, plastyczny, piękny po prostu. Zawsze podczas lektury odczuwam zazdrość - przecież też znam te wszystkie słowa, ale na myśl mi nie przyszło - i nie przyjdzie, że można je tak połączyć. Historia tej miłości wiecznej, pełnej pasji i namiętności powoduje, że po lekturze przez kilka dni mówię trochę dziwnym językiem, a w domu spoglądają na mnie jak na kosmitę. Jako że mam wykształcenie humanistyczne, przez wiele lat mordowałam się, czytając tę książkę zupełnie spapraną przez nieudolną korektę - przecinki w przedziwnych miejscach, stawiane chyba na wyczucie, w zupełnej sprzeczności z regułami - dziw, że taką niedoróbkę wydało szanujące się wydawnictwo. Od kilku dni mam inne wydanie i rozkoszuję się płynnym, sensownym rytmem tekstu, czysta przyjemność, przez słowa się płynie, nie trzeba się przedzierać przez poszczególne zdania jak przez kolczaste krzaki. Ale nie o tym chciałam....
Przez dwa dni przebywali w naszym domu panowie wymieniający okna - w ubiegłym roku wymieniliśmy część, w tym roku resztę, jedno w tzw. salonie, gdzie stoją regały z książkami. Zaintrygowana szczerym śmiechem najmłodszego z fachowców, zajrzałam, ciekawa, co go tak rozbawiło. Okazało się, że śmiał się do rozpuku z  tytułu książki, którą znalazł na półce, ale nie potrafił powiedzieć, gdzie i o jaki tytuł chodzi. Próbowałam zlokalizować wspomniane tomiszcze chociażby po grubości albo kolorze okładki, ale gdzie tam...pan nie pamiętał nic a nic. Wyznał szczerze, że książki to go nudzą, a ostatnią przeczytał w ostatniej klasie gimnazjum - czyli już jakiś czas temu. Zaintrygowana ugorem w czystej postaci, zaczęłam wypytywać o tzw. uczestnictwo  w życiu kulturalnym miasta i przeżyłam wstrząs połączony z załamaniem nerwowym, bo okazało się, że chłopak na oko dwudziestokilkuletni ani razu w swoim życiu nie był w muzeum, nigdy nie odwiedził filharmonii, do kina chodzi na tzw. rąbankę typu "zabili go i uciekł", nigdy nie należał do żadnej biblioteki....nic...nic...zero. Świetny koncert Dawida Podsiadło - bezpłatny - zapamiętał, bo nawalił się wtedy "jak kot" (cytat). Zapytany o rozrywki po pracy, wymienił piwo z kolegami i pójście do klubu z dziewczyną. Z dumą wyznał, że partnerka ma głowę mocniejszą niż on i nieraz go do domu holowała.
Z tej ciekawej rozmowy wynika dla mnie jeden morał - nie nadążam za światem, nie rozumiem go i dobrze mi z tym. Nie będę się dostosowywać, wolę zostać w domu i poczytać przy pachnących peoniach.




Pozdrawiam ciepło
Ach, ten tytuł to "Listy z Rabarbaru" Redlińskiego - skomentowane jako telegram z kapusty, haha






4 komentarze:

  1. Smutne, niestety to jest poziom intelektualny dużej części naszego młodego społeczeństwa. :((((
    Dlatego cieszy mnie gdy moja 18-letnia córka czyta np Lot nad kukułczym gniazdem czy cytuje fragmenty Trylogii
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. telegram z kapusty,,czyli chyba smsy z jego głowy...aj szkoda,ale taka jest dziś rzeczywistość...ale czasem mnie cieszy ,ze na niektóre książki w mojej bibliotece są zapisy...czyli naród nie durnieje tak całkiem:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,Miłość w czasach zarazy,,-rewelacyjna powieść:)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za komentarz. Zapraszam ponownie :)