30 września 2014

Złota polska...

Od kilku dni jesień pokazuje swoją najpięlniejszą buzię. Kiedy kilka lat temu sadziłam wiciokrzewy i winobluszcze, wszyscy znacząco pukali się w czoło, bo trudno było przypuszczać, że z tych patyków wyrosną wielokolorowe , mieniące się w słońcu pnącza. Skutecznie walczy z nimi moja ulubiona sąsiadka, a to podsypując sól, a to częstując herbicydami, a one nic - jak rosły, tak rosną. Więc jesienią na płocie mam tak:



Dojrzewają winogrona, kwiaty róż zmieniają się w czerwone kulki, jabłka mają wspaniały smak i zapach.





Nowa praca wessała mnie mocno i nie chce puścić. Niewiele mam czasu dla domu, a dla siebie - wcale. Kiedy wracam, wiadomo - obiad, ogród, kiedy ciepło, jakieś porządki - tydzień temu zaczęłam wymianę garderoby z letniej na jesienno - zimową i rozbebeszyłam wszystko dokumentnie. Ostatnio usnęłam z książką w ręku - nie zdarzyło mi się to od bardzo dawna. Praca z gatunku trochę jeżdżących, więc poznaję na nowo nasze województwo, ostatnio, jadąc służbowo, śpiewałam z Bono na całe gardło. I dobrze mi z tym, co dzień coś nowego, pokój do pracy na ostatnim piętrze, nikt mi nie skwierczy ani nie przysyła naglących smsów. Odkryłam na nowo, jak świetnie jest się znowu uczyć czegoś nowego :)

Pozdrawiam ciepło
Zarobiona po kokardę, ale zadowolona


4 komentarze:

  1. A co śpiewałaś? ;-)) Też sobie lubię pośpiewać jak sama jadę....A kołomyjka codzienna oj potrafi wykończyć - też zasypiam nad książką.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow!!! Ja nie mam ręki do roslin i trochę mnie to przeraża, bo działka duża. Co ja tam będę sadziła???

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za komentarz. Zapraszam ponownie :)