19 sierpnia 2011

o kotku bezogonku

Mój kot bezogonek
W pełnej krasie (tzn. niechcący ucięłam mu kawałek głowy)
kot nie kupuje whiskas - za to przynosi nam na taras myszy i nornice, domagając się aplauzu dla swoich myśliwskich wyczynów.
Historia kota bez ogona: dwa lata temu podczas strasznych upałów znalazłam na górnym tarasie zdychające zwierzę, kota, który nie miał już siły wstać. Przyniosłam mu na spodku wody, wypił, ale zaraz potem uciekł na rosnące obok drzewo. Następnego dnia znów leżał na tarasie, na dźwięk otwieranych drzwi zwiał na gałąź, patrzył tylko, jak stawiam kolejny spodek z piciem. Ponieważ raz w tygodniu kupowałam karmę dla psa, poprosiłam o trochę kociego żarcia i wieczorem postawiłam miseczkę na tarasie - rano była pusta. I tak całe lato - dziki kot po przejściach, zwiewający na najmniejszy szelest, jadł i pił, kiedy nikogo nie było w pobliżu, a my mogliśmy mu się przypatrywać z daleka. Pewnego dnia pojawił się na dolnym tarasie - sukces! - ale na wszelkie próby zbliżenia się do niego reagował paniką. Grzecznie zjadał, po czym nawiązywał znajomość z bardzo daleka. Nie było mowy o tym, żeby wszedł do domu albo dał się pogłaskać. Przyszła jesień, potem zima, a kot przychodził codziennie jak do stołówki pracowniczej z abonamentem. Przyznam, że zaczęłam mu kupować lepszą karmę, czasami saszetki z mięsem, trochę witamin i smakołyków, dorobił się też sporej kolekcji kolorowych miseczek, ale posłanie przeznaczone dla niego cały czas stało puste. Pies reagował na niego zdziwieniem, bo kot przyjął najlepszą z możliwych taktyk, na jego widok po prostu zamierał i Ajax głupiał - kot, a nie ucieka...Zimą zasypało taras solidnie, a o wizytach kota świadczyły tylko ślady na śniegu. Nie wiedząc, gdzie nocuje, zostawialiśmy uchylone okna w szopie i piwnicy, zanieśliśmy tam jakieś stare koce i ręczniki. Przyszły mrozy. Któregoś dnia kot pojawił się jak zwykle na śniadanie, otworzyłam tarasowe drzwi, by wsypać karmę   i stał się cud - kot wszedł do domu, na nogach ugiętych ze strachu i z brzuchem przy ziemi. Został na całą zimę. Okazało się, że potrafi korzystać z kuwety, śpi na kanapie albo na fotelu (początkowo uciekał, gdy ktoś wchodził, teraz nawet nie podnosi głowy), przytył i ogólnie ma się dobrze. Nadal nie pozwalał się jednak do siebie zbliżyć, a z wiosną ruszył w teren, wracając jednak codziennie na jedzenie. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy przyszedł do mnie sam i zaczął się ocierać o moją nogę, a potem dał się delikatnie pogłaskać.
Stan obecny: rozpuszczony jak dziadowski bicz:), domownik z tendencją do ciągłego znikania, gdy jest ciepło; nie ma imienia - mówimy na niego Kot albo Mruczuś Pospolity.
Pozdrawiam ciepło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za komentarz. Zapraszam ponownie :)